Przetarg na śmigłowce bojowe wart 11 mld zł zagrożony

„Nie zamierzamy złożyć oferty, dopóki warunki przetargowe nie zostaną zmienione”, pisze w liście do prezydenta Bronisława Komorowskiego i wicepremiera Tomasza Siemoniaka Mick Maurer, prezes Sikorsky Aircraft Corporation, producenta helikopterów Black Hawk.

W dalszej części listu Maurer twierdzi, że warunki przetargowe są tak skonstruowane, że może je spełnić tylko jeden z trzech będących na placu boju oferentów.

Przedłużony termin składania ofert na śmigłowce wielozadaniowe mija 28 listopada. Pierwotne plany Ministerstwa Obrony Narodowej przewidywały, że w III kw. zostanie podpisana umowa z wykonawcą, tak więc opóźnienie najnowszych planów sięga już co najmniej pół roku (od złożenia ofert do podpisania umowy minie co najmniej kilka miesięcy). Dotychczas w grze było trzech globalnych graczy zbrojeniowych: PZL Świdnik, które należą do koncernu AgustaWestland kontrolowanego przez włoskiego potentata Finmeccanica, PZL Mielec będące częścią amerykańskiego Sikorsky Aircraft Corporation oraz Airbus Helicopters (duży udział Francji).
Jeśli faktycznie Sikorsky Aircraft wycofa się z przetargu, to w grze zostaną Francuzi z helikopterem EC725 Caracal i Włosi (PZL Świdnik) z AW149. Problem w tym, że ten drugi śmigłowiec jest tak nowy, że… nie używa go jeszcze żadna armia na świecie. W branży zbrojeniowej od dłuższego czasu mówi się o tym, że szansa na wybranie oferty ze Świdnika jest niewielka.

Skutkiem decyzji o wycofaniu się Amerykanów będzie gorsza pozycja negocjacyjna Polski i zatrzymanie rozwoju PZL w Mielcu.

Trudno się dziwić, że wielcy zbrojeniowego świata zaglądają na polskie podwórko – tylko na 70 śmigłowców wielozadaniowych chcemy do 2022 r. wydać 11,5 mld zł. A w kolejnych latach rozpisany zostanie także przetarg na śmigłowce bojowe – to dodatkowe miliardy złotych, które będą mogli zarobić wielcy gracze.

– Wiadomo, że w kontraktach zbrojeniowych rządzi polityka na najwyższych szczeblach. Jedna z teorii mówi, że tort zamówień jest już podzielony od dłuższego czasu. Amerykanie zbudują nam tarczę przeciwrakietową, Francuzi dostarczą śmigłowce, a Niemcy łodzie podwodne. Fakt, że Sikorsky wycofuje się z walki o helikoptery, może to potwierdzać – mówi osoba związana z branżą zbrojeniową.

Być może prawdziwe problemy rządu zaczną się dopiero wtedy, bo przegrani w przetargu będą się odwoływać od decyzji MON (postępowaniu bacznie przygląda się Komisja Europejska), a środkiem nacisku będą demonstracje związkowców, którzy już zapowiedzieli, że są zaniepokojeni całym postępowaniem przetargowym i nie dopuszczają myśli, że zamówienie może otrzymać producent, który dotychczas nie miał swojej fabryki w Polsce.
/źródło: Gazeta Prawna/